Dziś wróciłam z nad morza. Moje tegoreczne wspomnienia nietylko są przesycone słońcem, ale również smakami. Tak się złożyło, że od zaprzyjaźnionego rybaka kupiłam świeżą flądrę. Wierzcie Ci tak pysznej w życiu nie jedliście. Umywają się te kupione w sklepie i te zamówione w restauracji czy barze. Wyciągnięta w porannym połowie, sprawiona zaraz i zjedzona wieczorem to raj na ziemi. Była ciut za świeża bo dosłownie wyginała się na talerzu, ale następnym razem odczekała dobę w lodówce. Mówię Wam bomba. I jeszcze dodam, że nigdy nie widziałam tak wyczyszczonej rybki. Za rok nagram cały proces :) Warto się tego nauczyć.
Flądrę trzeba umyć, osuszyć i posolić. Odłożyć na sicie na conajmniej 30 minut, ale jak poleży parę godzin będzie jeszcze lepsza. Opanierować w samej mące i smażyć na wolnym ogniu aż się zrumieni. I już. pycha..
super :)
OdpowiedzUsuń